„Kobieta, kobieta i jeszcze raz kobieta!” – Aleksander Fredro

„Miłość dla Fredry, jako człowieka i komediopisarza, jest domeną uczuć serca i zmysłów, a nie zimnego wyrachowania czy kalkulacji” – stwierdził prof. Bogdan Zakrzewski. To krótkie i trafne podsumowanie wątku, który rozwiniemy w najbliższą środę o godz. 13.00 na wystawie Fredro w Ossolineum, podczas oprowadzania z okazji Wrocławskich Dni Seniora. 

Jaką rolę pełniły kobiety w życiu Aleksandra Fredry i jak przełożyło się to na jego twórczość, przede wszystkim komediową? Dla wielu osób jednym z najpiękniejszych miłosnych wyznań pozostają słowa Gustawa ze „Ślubów panieńskich”: 

„Wierz mi – są dusze dla siebie stworzone.
Niech je w przeciwną los potrąci stronę,
One wbrew losom, w tym lub w tamtym świecie,
Znajdą, przyciągną i złączą się przecie;
Tak jak dwóch kwiatów obce sobie wonie
Łączą się w górze, jedna w drugiej tonie”.

Czy były to słowa płynące z serca pisarza?

Aleksander Fredro wzrastał otoczony kobietami. Matka, Marianna, córka Jana Nepomucena i Krystyny Dębińskich z Nienadowej, wcześnie go osierociła (zmarła w 1806 roku). Dla Aleksandra pozostała uosobieniem dobroci i łagodności. Jak wspomina w pamiętniku „Trzy po trzy”: „Widzę ją zawsze zajętą ogrodem… ona bowiem przeistoczyła i rozszerzyła ogród w Beńkowej Wiszni. […] Te kilkanaście świerków przy ścieżce wiodącej na dół do studni był to klombik przez nią zasadzony, złożony z dziewięciu świerków, liczby żyjących wówczas jej dzieci…”. Aleksander miał 5 braci i trzy siostry. Starsze to: Ludwika (1784-1839), która wyszła za dużo starszego Antoniego Rozwadowskiego, ale szybko owdowiała i wróciła z dwójką dzieci do domu ojca, Jacka Fredry oraz Konstancja (1785-1865), która od 1803 roku była żoną Wincentego Skrzyńskiego. W ich dworku we Lwowie Aleksander bawił się hucznie w karnawale 1817 roku. Młodsza siostra, Cecylia (ok. 1795-1847) pozostała w domu do 1825 roku, kiedy wyszła za Leona Jabłonowskiego, właściciela Krościenka i ruin zamku w Odrzykoniu. Stały się one, być może, miejscem romantycznych schadzek młodego komediopisarza. Cecylia szybko zmarła na raka, który był częstą przypadłością rodzinną. Aleksander przeżył je wszystkie. Jak wspominał: „Ich ciche cnoty przesuwały się niezauważane, bo same nie zdawały się mieć pojęcia swojej wartości…” 

Aleksander, wychowany wśród kobiet kultywujących „ciche cnoty”, w roku 1809 opuścił dom i wzorem starszych braci rozpoczął karierę wojskową. Po wkroczeniu oddziałów ks. Józefa Poniatowskiego do Galicji, mając około 16 lat wstąpił do armii Księstwa Warszawskiego. Jako młody porucznik, a potem kapitan, Fredro wziął udział w kampanii moskiewskiej, sforsował Berezynę, dostał się do niewoli rosyjskiej w Wilnie, uciekł do Lwowa w chłopskiej sukmanie. Wziął udział w kampaniach napoleońskich, m.in. w bitwach pod Dreznem, Lipskiem, Hanau. Lato 1813 roku spędził wraz ze sztabem Wielkiej Armii na Dolnym Śląsku, bywał w Paryżu i Fontainbleau. Po abdykacji Napoleona w 1814 roku powrócił na stałe w rodzinne strony. To właśnie w wojsku, jak sam wspominał, rozpoczęła się jago kariera literacka… od żartobliwego wiersza „Żale Jakuba nad utratą gaci”, którego powodzenie wśród kolegów z pułku natchnęło Aleksandra do dalszej, coraz bardziej nieprzyzwoitej twórczości poetyckiej. Jej „ukoronowaniem” był poemat „Sztuka obłapiania” napisany w 1817 roku. Jak większość utworów Fredry, powstał on w oparciu o prawdziwe doświadczenia autora i jego żołnierskie miłosne podboje wśród dziewcząt wiejskich czy paryskich „dam lekkich obyczajów”. Autor zresztą pisał o tym bez skrępowania do przyjaciela Józefa Grabowskiego. 

Istnieją świadectwa, że w 1810 roku we Lwowie uczucie połączyło Aleksandra z Anielą Trębicką, pasierbicą generała Ludwika Kamienieckiego. Podobno to po niej Aniela ze „Ślubów panieńskich” otrzymała nie tylko imię, ale wdzięk i czar. Jaki był wówczas jego ideał urody? Zgrabna, urodziwa blondynka o „kobiecych” proporcjach, krągła ale nie „zwalista”, uczuciowa, ale też „ognista”. Zainteresowanie kobiecym pięknem, jego cielesnym aspektem, ale też charakterem, wrażliwością i intelektem kobiet zachował Fredro do końca życia, choć, zgodnie z ówczesnymi poglądami, uważał je za odmienne od mężczyzn i „stworzone do innych celów”. Od młodości, choć otwarty na przygody erotyczne, szukał związku, w którym mógłby połączyć miłość cielesną i duchową. Nie było to oczywistą rzeczą w środowisku wojskowych. Z „pękiem doświadczenia różnego rodzaju” młody kapitan wrócił w 1814 roku do Lwowa. 

Tamte czasy były, jak pisał w „Trzy po trzy” „dalszym ciągiem życia garnizonowego i obozowego – bez troski i umysłowego zajęcia, a przy tym nieco lekkomyślnego”. Wiadomo, że w karnawale 1817 roku romansował z młodą mężatką, Karoliną z Potockich Starzeńską (później Nakwaską), żoną przyjaciela. Ten układ, który nie był niczym wyjątkowym wśród ówczesnych elit, odnajdujemy w napisanej w 1821 roku, przesiąkniętej erotycznymi podtekstami komedii „Mąż i żona”. „Karolina była piękną, kształtną, oczu niebieskich, bystrych, zawsze wesoła, lubiła towarzystwo, zabawę i taniec. Miała rozum. Mężczyźni jej się podobali”. Tak opisał wybrankę Fredry malarz Ksawery Prek. Do niej prawdopodobnie odnoszą się słowa z listu Fredry do Ignacego Konarskiego z 11 kwietnia 1817 „Kochałeś, wiesz jak nas ta namiętność odmienia […]. Książki, wiersz, wszystko zaniedbuję, miłość całego mnie zajęła…”. Romans został dość szybko zakończony, ale już w tym samym roku kapitan Fredro wpadł znów w sidła namiętności, tym razem na dobre. 

Poznał wówczas Zofię Skarbkową z Jabłonowskich (1798-1882), młodziutką mężatkę, wydaną w 16 roku życia za starszego od niej o 18 lat Stanisława hrabiego Skarbka. Był on najbogatszym człowiekiem w Galicji, obsypywał żonę prezentami, ale nie był jej wierny i nie mógł dać jej potomstwa. Zofia była niekwestionowaną pięknością: „wzrostu wysokiego, ciała białego, oczów dużych, niebieskich, włosów blond, piękniej postaci…” (we wspomnieniach K. Preka). Miała wąską talię i kobiece kształty. Potrafiła cytować liczne anegdoty, wdzięcznie deklamowała wiersze, także te nieco frywolne, grała na fortepianie i chętnie występowała w salonowym teatrze amatorskim. Aleksander  Fredro, wówczas jeszcze nie hrabia, ale za to młody, przystojny i odznaczony Legią Honorową żołnierz napoleoński, założył się, że w sześć miesięcy „przyprawi rogi” Skarbkowi. Zakład przegrał, ale domniemana „zdobycz” stała się miłością jego życia. Zaczął więc dążyć nie tyle do podboju, co do legalnego małżeństwa – a nie było to proste nie tylko ze względu na przepisy kanoniczne, ale też z powodu oporu rodziny Jabłonowskich, w szczególności matki Marianny ze Świdzińskich, właścicielki uzdrowiska w Lubieniu. Ceniła ona przedsiębiorczego zięcia, gotowa była przymknąć oko na romans z Fredrą, ale poważniejsze plany uważała za „niemoralne”.

W grudniu 1819 roku Aleksander zwierzał się bratu, Maksymilianowi: „Cóż może wyrównać temu lubemu marzeniu, że wiecznie będę kochany, że wiecznie kochać będę! […] Złączenie się duszy z duszą skrytym węzłem, nie przewidując go wprzódy […]. Przestać kochać, jest rzecz nie do pojęcia; być zapomnianym – nieznaną trwogą. […] Nie mówię tu o miłości małżeńskiej, inna ona jest całkiem, inne sprawia rozkosze, mniej żywa, ale trwalsza i w swoim sposobie nieporównana”. I tak, pod wpływem miłości do wyjątkowej kobiety Aleksander Fredro stał się zwolennikiem domowego, statecznego szczęścia. Jego ojciec był początkowo przeciwny temu uczuciu, stąd napady melancholii Aleksandra, a nawet werterowskie zwierzenia o myślach samobójczych. Sprzymierzeńcami kochanków stali się sąsiad, Kazimierz Jabłonowski i jego żona oraz Dominik Netrebski (rówieśnik Fredry, właściciel Pohorzec). To z myślą o nim napisał Fredro w 1820 roku wiersz „Do Dominika”, którego fragmenty weszły po latach do „Ślubów panieńskich”: 

„Ach, być kochanym, wszyscy szczęściem głoszą,
Mym zdaniem kochać jest większą rozkoszą,
Los kilku istot zrobić swoim losem
Czuć i żyć tylko drogich dusz odgłosem,
Dla dobra innych cenić własne życie,
Dla nich poświęcać każde serca bicie,
Światem uczynić najmniejszą zagrodę,
Tam mieć cel pracy i pracy nagrodę.” 

Przez wiele lat Zofia i Aleksander spotykali się pod pozorem odwiedzania rodziny i znajomych. Prowadzili miłosne dialogi przez pożyczane sobie książki z pozaznaczanymi fragmentami. Zofia podarowała Aleksandrowi miedziany pierścionek z wygrawerowaną sentencją „Nie tu – to tam”. Aleksander zaś odrzucał rodzinne próby wyswatania go z zupełnie mu obojętną bogatą Rosjanką, Elżbietą Buturlin, krewną żony brata Maksymiliana. Echa takich małżeńskich targów są obecne w wielu komediach Fredry, jak „Pierwsza lepsza” czy „Wychowanka”. 

W 1822 roku rodzina Fredrów otrzymała dziedziczny tytuł hrabiowski, dwa lata później Aleksander objął majątek w Beńkowej Wiszni, w którym dobrze gospodarował. Wobec nieustępliwości młodych upór rodzin zelżał. W drugiej połowie 1825 roku rozpoczęto przygotowania do rozwodu. Zaczęto od wywołania skandalu – młoda pokojówka Piotrusia zeznała, że „grzeszyła z panem” (tj. ze Stanisławem Skarbkiem). Ten przyznał się do wszystkiego, oddał żonie należną część majątku i pomagał w uzyskaniu rozwodu. 

Okres oczekiwania był dla Aleksandra płodny twórczo, stworzył kilkanaście komedii. Z drugiej strony prawdopodobnie długie lata życia w niepewności pogłębiły u niego skłonności do samotnictwa, hipochondrii, pesymizmu. Wreszcie w roku 1828 małżeństwo Skarbków zostało uznane za nieważne z powodu…niedostatecznej ilości zapowiedzi przedślubnych. Aleksander i Zofia nie czekali dłużej. Wzięli ślub 9 listopada, w ponury dzień (jak to opisywał niechętny im Ludwik Jabłonowski) w Korczynie, bez udziału matki panny młodej i większości jej rodziny. Na drugi dzień odbyło się huczne wesele w Krościenku u siostry Aleksandra, Cecylii Jabłonowskiej. Pan młody liczył 36 lat, panna młoda 30. Przeżyli w małżeństwie lat 48, do śmierci Aleksandra w 1876 roku. „Nie był aniołem, ale był dobrym człowiekiem. Jako człowiek ulegał namiętnościom, pokusom, słabościom ludzkiej natury. […] Umarł kochającym mężem, najlepszym rodziny ojcem, dobrym pobłażającym Panem” – napisała Zofia we „Wspomnieniu pośmiertnym”. Niestety, nie znamy ich korespondencji, spalili ją pod koniec życia. Czy dlatego, że były w niej frywolne fragmenty? Po ślubie Fredro zaczął dbać o opinię salonów, skończył z „niecenzuralną” twórczością, nie zezwalał też na druk tego, co wcześniej powstało. 

W latach 30. XIX wieku napisał swoje najdojrzalsze komedie, w tym ostateczną wersję „Ślubów panieńskich”, pogodnej komedii o miłości szczęśliwej (pierwsza wersja, napisana w 1827 roku nosiła tytuł „Nienawiść mężczyzn” i miała bardziej ponurą tonację). W innych utworach z tego okresu, jak „Pan Jowialski” Fredro doszlifowywał portrety psychologiczne bohaterów, tak by historia ich walki o miłość ukoronowaną małżeństwem była jak najbardziej prawdopodobna. Czerpał z własnego życia i dawał komediom szczęśliwe zakończenia. 

„Nie wszystko straszne, co czasem zastrasza;
Mają wady mężczyźni, ma także płeć nasza.
Zatem szalę rozsądku ta strona przeważa,
Co swoje błędy karci, a cudze pobłaża”. 

Te słowa włożył autor „Ślubów” w usta doświadczonej matrony, Pani Dobrójskiej. Starał się patrzeć na kobiety zdroworozsądkowo, doceniając ich zalety i wytykając wady, tak samo, jak to robił w wypadku własnej płci. Jego bohaterki pochodziły z najlepiej mu znanego stanu szlacheckiego (w drugoplanowych rolach pojawiały się czasem służące) i podobnie jak on sam, dążyły przede wszystkim do rodzinnego szczęścia (nie zapominając wszakże o bezpieczeństwie finansowym). I choć Klara ze „Ślubów” bywała nazywana pierwszą emancypantką, to prawdziwych emancypantek Fredro nawet sobie nie wyobrażał. 

 

Hanna Kulesza

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Archiwum Aktualności. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.