W rocznicę kaźni profesorów lwowskich 4 lipca 1941
O polskich uczonych, którzy zostali zamordowani przez Niemców 4 lipca 1941 r. we Lwowie, napisano już wiele. Niemniej, każda rocznica tej zbrodni skłania do przypomnienia ich biografii oraz dokonań.
Noc z czwartku na piątek 3 na 4 lipca 1941 r. we Lwowie była jedną z najbardziej dramatycznych w historii miasta w okresie II wojny światowej. Między godziną 22 a 2 nad ranem oddziały niemieckie dokonały aresztowań w mieszkaniach uczonych. Zabrano profesorów lwowskich uczelni, członków ich rodzin, przyjaciół i współlokatorów. Następnie, pod osłoną nocy, potajemnie, bez sądu, zatrzymanych zabito strzałem w tył głowy na stokach Wzgórz Wuleckich. Kaźń 40 osób trwała dwadzieścia minut. Wśród nich był prof. Stanisław Pilat, jeden z najznakomitszych polskich chemików, światowy ekspert w dziedzinie przetwórstwa ropy naftowej. Jego odkrycia znalazły zastosowanie w Polsce, Rumunii i Meksyku i USA.
Stanisław Pilat urodził się 25 stycznia w 1881 r. we Lwowie. Pochodził z rodziny, której członkowie wchodzili w skład elity intelektualnej miasta oraz kształtowali życie publiczne Galicji. Jego dziadek – także Stanisław (1802 – 1866) – ukończył studia humanistyczne, miał też za sobą udział w powstaniu listopadowym, za co cztery lata karnie spędził na Kaukazie. Po powrocie do Lwowa i obronie doktoratu oddał się pracy pedagogicznej, literackiej oraz działalności kulturalnej. Trzech z czterech jego synów zajęło się pracą naukową. Tadeusz Pilat (1844 – 1923), uczony specjalizujący się w prawie administracyjnym oraz statystyce, pionier naukowych badań statystycznych w Galicji, osiągnął stanowisko rektora Uniwersytetu Lwowskiego. Jego brat Władysław (1857 – 1908), także studiował prawo, ale poświęcił się ekonomii i socjologii. Zawodowo związany był ze Szkołą Politechniczną oraz Uniwersytetem Lwowskim. Odmienne zainteresowania przejawiał trzeci z braci – Roman (1846 – 1906), który stał się znanym historykiem literatury. Studia odbył pod kierunkiem związanego z Ossolineum prof. Antoniego Małeckiego. Sprawował funkcję dziekana Katedry Języka i Historii Literatury Polskiej Uniwersytetu Lwowskiego oraz rektora tej uczelni. Był pierwszym polskim wykładowcą, który wprowadził do dydaktyki uniwersyteckiej ćwiczenia typu seminaryjnego (1874/1875). Jego praca badawcza dotyczyła głównie romantyzmu, szczególnie Adama Mickiewicza i „Pana Tadeusza”. Stał się wychowawcą wielu wybitnych ludzi kultury i nauki. Na jego wykłady uczęszczał m.in. Ludwik Bernacki, ostatni przedwojenny dyrektor Ossolineum. (Warto tu wspomnieć, że Zakład Narodowym im. Ossolińskich przechowuje kolekcję rękopisów prof. Romana Pilata).
- Kościół OO. Bernardynów we Lwowie, tablica pamięci dra Stanisława Pilata (1802 – 1866), dziadka profesora Stanisława Pilata (1881 – 1941), chemika. Ok. 1912
- Prof. Tadeusz Pilat (1844 – 1923), prawnik, statystyk, rektor Uniwersytetu Lwowskiego, ojciec prof. Stanisława Pilata, ok. 1912. (Odbitka późniejsza z ok. 1970)
Wróćmy jednak do Stanisława Pilata, syna Tadeusza, rektora Uniwersytetu Lwowskiego. Jego zainteresowania, jak już zostało to nadmienione, koncentrowały się wokół chemii. Studia z tej dziedziny nauki podjął w lwowskiej Szkole Politechnicznej, a kontynuował je w Niemczech – na politechnice w Berlinie oraz na uniwersytetach w Würzburgu i Lipsku. W tym ostatnim mieście obronił w 1904 r. doktorat. Niemal natychmiast rozpoczął praktykę zawodową. Zapoczątkowała ją praca w znanym z bogatych złóż ropy naftowej Borysławiu. Pracował tam w Galicyjskim Towarzystwie Magazynowym. Potem był m.in. związany z rafinerią w Krośnie, czeskich Pardubicach oraz rumuńskim Ploesti. Przyczynił się także do eksploatacji gazu ziemnego w Daszewie niedaleko Stryja. Najdłużej, bo w latach 1909 – 1929, związany był z Państwową Fabryką Olejów Mineralnych „Polmin” (notabene było to największy polskie przedsiębiorstwo naftowe), działającą w „galicyjskiej Pensylwanii”, czyli w Borysławsko-Drohobyckim Zagłębiu Naftowym. Decyzją prezydenta Ignacego Mościckiego oraz ministra przemysłu i handlu Eugeniusza Kwiatkowskiego został mianowany jej dyrektorem naczelnym. Dla rafinerii Minatitlan w Meksyku opracował projekt ciągłej destylacji ropy naftowej. Jedno jego odkryć określa się w Stanach Zjednoczonych jako „Pilat process”. Z uwagi na rozległą wiedzę i bogate doświadczenie w latach 1918 – 1919 Pilat stał na czele Urzędu Naftowego w Polskiej Komisji Likwidacyjnej w Krakowie, a więc stał się organizatorem przemysłu naftowego po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. W latach 30. reprezentował Polskę na dwóch Światowych Kongresów Naftowych (1934 – Paryż; 1937 – Londyn).
We wspomnieniach pisano o nim m.in. tak: „Zaledwie kilka lat starszy od swoich współpracowników, potrafił utrzymać duży dystans i wyrobić sobie od razu olbrzymi autorytet. Legendy krążyły o jego pracy. Nie istniały w niej godziny urzędowe i nie było spraw, które by miały pierwszeństwo przed jakimś, w tym czasie rozwiązywanym problemem, a sprawy osobiste znajdowały się na szarym końcu. Sprowadzić inżynierów wybierających się na bal, już we frakach, do laboratorium dla omówienia jakiegoś zagadnienia i omawiać je do późnej nocy, aż bal przestał być aktualny, nie było niczym szczególnym. Polecenie wykonania pewnej pracy w ciągu trzech dni, która w zwykłych warunkach winna była trwać dziesięć, należało do tego samego repertuaru. Ludzie z boku stojący oburzali się i zarzucali Pilatowi bezwzględność”. […] Z drugiej strony „umiał godzić twarde wymagania z przyjacielskim stosunkiem” […] Wzbudzał jednocześnie respekt i serdeczne uczucia. […] Jeszcze wiele lat później ówcześni jego współpracownicy, zająwszy czołowe stanowiska w przemyśle, z rozrzewnieniem wspominali i tę twardą szkołę, i jej klimat, jako najpiękniejszy, najlepszy okres ich pracy”.
Wspominano go także jako konesera sztuki. W czasie licznych podróży znajdował czas na zwiedzanie wystaw. Notabene jego pierwszą żoną była rzeźbiarka – Maria z Ambroziewiczów Pilatowa.
Ściślejsze zwrócenie się ku zainteresowaniom naukowym nastąpiło po 1922 r. Rozpoczął wówczas wykłady w dziedziny technologii nafty na Wydziale Chemicznym Politechniki Lwowskiej. Po dwóch latach, kiedy osiągnął profesurę, powierzono mu zorganizowanie Katedry Technologii Nafty i Gazów Ziemnych, której potem stał się jej długoletnim kierownikiem. Był autorem lub współautorem licznych patentów oraz publikacji. Wchodził w skład polskich i zagranicznych towarzystw naukowych takich jak Akademia Nauk Technicznych w Londynie, American Chemical Society czy Deutsche Chemische Gesellschaft.
Wspominając go, prof. Edward Sucharda zwrócił uwagę, że „do pracowni Prof. Pilata dostęp mieli wszyscy. Jedyną kwalifikacją była tu zdolność, sumienność, pracowitość i umiłowanie nauki. Z pracowni tej wyszedł szereg wybitnych naukowców i techników zajmujących dziś czołowe stanowiska w społeczności naftowej. Był on nie tylko uczonym na skalę światową, nie tylko świetnym pedagogiem i praktykiem – lecz przede wszystkim człowiekiem i to człowiekiem bez skazy”.

Pomnik Pomordowanych Profesorów Lwowskich, autor Borys Michałowski, Plac Grunwaldzki, Wrocław, fot. Grzegorz Polak, 2018
Po wybuchu II wojny światowej prof. Pilat nie skorzystał z możliwości wyjazdu do Rumunii i Warszawy. Pozostał wraz z drugą żoną dr Ewą Pilatową we Lwowie. W czasie radzieckiej okupacji Lwowa nie zaprzestał pracy naukowej, choć władze sowieckie odsunęły go od kierowania katedrą. W latach 1939-1941 współpracował m.in. z Ukraińską Akademią Nauk w Kijowie oraz Instytutem Naftowym i Instytutem Techniki Cieplnej w Moskwie. W początkach niemieckiej okupacji miasta, rankiem 4 lipca 1941 r. jego sześćdziesięcioletnie, bogato wypełnione nauką i pracą życie osiągnęło tragiczny finał. Zamordowanych Niemcy pochowali we wspólnym grobie. Dwa lata później zatarto ślad zbrodni. Wspólną mogiłę rozkopano, zwłoki przewieziono do Lasku Krzywczyckiego, a następnie spalono. Popiół ze zwłok pomordowanych rozsiano po okolicy.
Kilka dni po feralnym 4 lipca 1941 r. z Berlina przybyła delegacja, nieświadoma wydarzeń rozegranych na Wzgórzach Wuleckich. Jej zamiarem było wykorzystanie wiedzy prof. Pilata przy odbudowie zniszczonych zakładów w zagłębiu naftowym.
Epilogiem tej zbrodni była tragiczna śmierć dr Ewy Neyman-Pilatowej w listopadzie 1945 r. we Wrocławiu. Miała ją spowodować ostateczna i miarodajna wiadomość o rozstrzelaniu męża w lipcu 1941 r.
W Dziale Sztuki Muzeum Książąt Lubomirskich znajdują się cztery fotografie portretowe profesora. Pochodzą z lat ok. 1902 – 1930, a ich autorzy są nieznani. Prezentują one eleganckiego, pewnego siebie mężczyznę, z gładko zaczesanymi na bok włosami i silnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Najwcześniejsza z odbitek pochodzi z czasów studiów Pilata w Würzburgu. Stosunkowo znaną fotografią jest ta wykonana w Jedliczach na tle najstarszej polskiej rafinerii w roku 1922. Uczony prowadził wówczas przebudowę tego zakładu według projektu innego znanego chemika – prof. Ignacego Mościckiego. Z uwagi na wysokie koszty przedsięwzięcie zakończyło się porażką Pilata. Na koniec warto jeszcze zwrócić uwagę na nietypowe zupełnie zdjęcie prezentujące profesora pozującego swojej pierwszej żonie Marii z Ambroziewiczów Pilatowej i wiedeńskiemu rzeźbiarzowi Maxowi Schwedlerowi w austriackim Reichenau an der Rax. Fotografia pochodzi prawdopodobnie ok. 1925 r.
- Profesor Stanisław Pilat pozujący swojej żonie Marii z Ambroziewiczów Pilatowej i wiedeńskiemu rzeźbiarzowi Maxowi Schwedlerowi, Reichenau an der Rax, ok. 1925
- Młody Stanisław Pilat w czasie studiów w Würzburgu, ok. 1902
- Prof. Stanisław Pilat; w tle – najstarsza polska rafineria w Jedliczach, 1922
Po profesorze Stanisławie Pilacie pozostała nie tylko pamięć jako o znakomitym chemiku, stare fotografie, ale i … liczne anegdoty. Wśród tych ostatnich jest ta, dotycząca jego dyrektorowania w Państwowej Fabryce Olejów Mineralnych „Polmin”. Z racji stanowiska musiał uczestniczyć w posiedzeniach zarządu miejskiego Drohobycza. „Postulował tam oświetlenie miasta tańszym od wyprodukowanego w fabrykach gazem ziemnym. Gdy po raz drugi wniosek jego, jako niebezpieczny, został odrzucony, którejś nocy z umówionymi ludźmi włączył do sieci gaz ziemny. Po pewnym czasie ponowił swój wniosek, który i tym razem został odrzucony. Wtedy miał powiedzieć:
Że członkowie zarządu miejskiego nie umieją chemii, to jest rzeczą zrozumiałą i wcale mnie to nie dziwi, ale że ojcowie miasta nie wiedzą, co się w mieście dzieje, jest rzeczą zgoła drożną. Uważam za swój obowiązek poinformować panów, że w lampach drohobyckich już od dwóch miesięcy palą się gazy ziemne”.
/oprac. Grzegorz Polak/